środa, 18 maja 2016

PRAWO DOSTĘPU DO INTERNETU

Autor: Natalia Jastrzębowska



Internet na przestrzeni kilkunastu ostatnich lat stał się oczywistym elementem życia codziennego. Dzisiaj ciężko jest bez niego wyobrazić sobie poprawne funkcjonowanie człowieka, czy to w życiu zawodowym, prywatnym, czy społecznym. Jest on obecny na każdej z tych płaszczyzn. Wydedukować można, iż na omawiane prawo składają się prawo dostępu do łącza internetowego oraz prawo dostępu do zasobów globalnej sieci, które mogą występować łącznie, bądź zupełnie niezależnie od siebie. Jednocześnie należy zauważyć, że zwrotem tym nie posługuje się żaden polski akt prawny, co jednak nie oznacza, że można bez dyskusji pominąć problemy związane z tak sformułowanym prawem człowieka

W polskim prawodawstwie pojęcie „prawa dostępu do Internetu” uważane jest za stosunkowo nowe. Związane jest ono bezpośrednio z niezwykle dynamicznym rozwojem tej globalnej sieci. Z całą pewnością należy je wiązać z dynamicznym rozwojem tej globalnej sieci.  Jak wiadomo, katalog wolności i praw człowieka i obywatela obejmuje nie tylko te wyrażone wprost w aktach prawnych, ale także te, które da się z poszczególnych norm wyinterpretować . Fakt, że zjawiska dostępu do Internetu nie powinno się pomijać potwierdzają stale rosnące statystki dotyczące m. in. Ilości gospodarstw w Polsce posiadających szerokopasmowy dostęp do Internetu.

Pierwszym krajem, który uznał prawo dostępu do Internetu jest Estonia. Na mocy § 33 ustawy o dostępie do informacji publicznej (Avaliku teabe seadus ) każdej osobie przyznano prawo dostępu do informacji publicznej poprzez łącze internetowe, będące do dyspozycji w bibliotekach publicznych. Natomiast Grecja była pierwszym krajem,  które jako pierwsze zdecydowało się na konstytucyjne zagwarantowanie prawa do Internetu. Artykuł 5A greckiej konstytucji7 stanowi, że „każdy ma prawo dostępu do informacji na zasadach określonych w ustawie (...)”.

O tym, czy prawo dostępu do Internetu jest w dzisiejszych czasach niezależnym prawem człowieka rozpoczęło dyskutować BBC World Service na podstawie wyników badań ankietowych przeprowadzonych w 26 krajach świata w okresie od 30.11.2009 r. do 7.11.2010 r., w których zapytano, czy prawo dostępu do Internetu powinno być podstawowym prawem człowieka. Na tak postawione pytanie odpowiedziało prawie 28 tys. ludzi, z których około 14 tys. zadeklarowało się jako użytkownicy Internetu1. Ogółem 79% ankietowanych uznało, że prawo dostępu do Internetu powinno być podstawowym prawem każdego człowieka na świecie2. Wśród posiadaczy dostępu do Internetu deklarację taką złożyło aż 87%, wśród osób nieużytkujących Internetu - 71%.

Z uwagi na coraz szersze zainteresowanie problematyka prawa dostępu do Internetu społeczności międzynarodowej stała się także przedmiotem prac ONZ. Dokładniej natomiast organu pomocniczego Zgromadzenia Ogólnego ONZ zajmującego się promowaniem praw człowieka, czyli Rady Praw Człowieka. W opublikowanym  raporcie ONZ zawarta jest wyraźna deklaracja o tym, że dostęp do Internet jest prawem człowieka. Frank LaRue, we wskazanym wyżej dokumencie zaznaczył, iż „Internet stał się kluczowym środkiem za pomocą którego osoby mogą realizować swoje prawo do wolności słowa oraz prawo dostępu do informacji”. Kontrowersje wzbudziła jednak kwestia zapewnienia realizacji prawa dostępu do Internetu przez biedniejsze kraje, w których brak jest odpowiedniej infrastruktury.

Podobną tezę postawił także Tim Berners, który w czasie przemówienia na temat „Obliczanie i transformacja praktycznie wszystkiego”, w ramach sympozjum organizowanego przez Massachusetts Institute of Technology, powiedział, że „ludzie tak mocno są zależni od dostępu do sieci, że należy je uznać za prawo podstawowe”. Porównał on ze sobą dostęp do Internetu z dostępem do wody dodając, że oczywiście bez wody człowiek nie jest w stanie przeżyć, niemniej brak dostępu do sieci skazuje na technologiczne pozostanie w tyle. Samą sieć internetową prelegent porównywał do mózgu i wskazał, iż urosła ona już do takich rozmiarów, że liczba stron internetowych rywalizuje z liczbą neuronów w mózgu.

Na omawiana zagadnienie należałoby się przyjrzeć także odnosząc się do jego charakteru, mianowicie czy byłoby ono „prawem”, czy też „wolnością”. Gdyby było „prawem” zostałoby kreowane przez normy prawa pozytywnego, jednostka zostałaby uprawniona do normatywnie zdefiniowanego roszczenia, a państwo zobowiązane do jego realizacji poprzez spełnienie świadczenia. Jako „wolność” stanowiłoby pewną sferę swobody wyboru, oznaczałby swobodę łączenia się z Internetem, uzyskiwania dostępu do treści w nim zawartych powiązaną z obowiązkiem państwa do powstrzymywania się od ingerencji we wspomnianą wolność.  Zgodnie z art. 14 Konstytucji Rzeczpospolita Polska zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu. Mimo, iż ustrojodawca nie przewidywał tak dynamicznego rozwoju globalnej sieci komputerowej, Internet bezsprzecznie pozostaje jednym ze środków społecznego przekazu. Możliwe wydaje się wywiedzenie prawa dostępu do Internetu wprost z brzmienia art. 14 Konstytucji, które wówczas przybrałoby postać wolności.

Odpowiedź na pytanie, czy dostęp do Internetu uznany zostaje za prawo człowieka, czy też pozostaje jedynie narzędziem, poprzez które realizowane mogą być inne prawa i wolności należy do osobistej oceny. Przedstawić można bowiem argumenty przemawiające tak za pierwszym, jak i za drugim stanowiskiem. Jednoznaczna odpowiedź wiązałaby się z koniecznością określenia definicji samych „praw człowieka”, a zadanie to z powodu niedookreśloności, wieloznaczności, czy ilości różnorodnych koncepcji powyższego pojęcia, jawi się jako bardzo skomplikowane. Obecnie nie ma jednej definicji praw człowieka, uznanej przez współczesnych obywateli. Nie należy także zapominać, iż Internet ma także drugie oblicze. Stanowi bowiem łatwe i często wykorzystywane narzędzie naruszeń prywatności, godności i innych dóbr osobistych czy tajemnicy korespondencji, które to bezsprzecznie uznawane są jako prawa człowieka.