PRAWO
DOSTĘPU DO INTERNETU
Autor: Natalia Jastrzębowska
Internet na przestrzeni kilkunastu ostatnich lat stał się
oczywistym elementem życia codziennego. Dzisiaj ciężko jest bez niego wyobrazić
sobie poprawne funkcjonowanie człowieka, czy to w życiu zawodowym, prywatnym,
czy społecznym. Jest on obecny na każdej z tych płaszczyzn. Wydedukować można, iż na omawiane prawo
składają się prawo dostępu do łącza internetowego oraz prawo dostępu do zasobów
globalnej sieci, które mogą występować łącznie, bądź zupełnie niezależnie od
siebie. Jednocześnie należy zauważyć, że zwrotem tym nie posługuje się żaden
polski akt prawny, co jednak nie oznacza, że można bez dyskusji pominąć
problemy związane z tak sformułowanym prawem człowieka
W
polskim prawodawstwie pojęcie „prawa dostępu do Internetu” uważane jest za
stosunkowo nowe. Związane jest ono bezpośrednio z niezwykle dynamicznym
rozwojem tej globalnej sieci. Z całą pewnością należy je wiązać z dynamicznym
rozwojem tej globalnej sieci. Jak
wiadomo, katalog wolności i praw człowieka i obywatela obejmuje nie tylko te
wyrażone wprost w aktach prawnych, ale także te, które da się z poszczególnych
norm wyinterpretować . Fakt, że zjawiska dostępu do Internetu nie powinno się pomijać
potwierdzają stale rosnące statystki dotyczące m. in. Ilości gospodarstw w
Polsce posiadających szerokopasmowy dostęp do Internetu.
Pierwszym
krajem, który uznał prawo dostępu do Internetu jest Estonia. Na mocy § 33
ustawy o dostępie do informacji publicznej (Avaliku teabe seadus ) każdej
osobie przyznano prawo dostępu do informacji publicznej poprzez łącze
internetowe, będące do dyspozycji w bibliotekach publicznych. Natomiast Grecja
była pierwszym krajem, które jako pierwsze zdecydowało się na konstytucyjne
zagwarantowanie prawa do Internetu. Artykuł 5A greckiej konstytucji7 stanowi, że „każdy ma prawo
dostępu do informacji na zasadach określonych w ustawie (...)”.
O
tym, czy prawo dostępu do Internetu jest w dzisiejszych czasach niezależnym
prawem człowieka rozpoczęło dyskutować BBC World
Service na podstawie wyników badań ankietowych przeprowadzonych w 26 krajach
świata w okresie od 30.11.2009 r. do 7.11.2010 r., w których zapytano, czy
prawo dostępu do Internetu powinno być podstawowym prawem człowieka. Na tak
postawione pytanie odpowiedziało prawie 28 tys. ludzi, z których około 14 tys.
zadeklarowało się jako użytkownicy Internetu1. Ogółem 79% ankietowanych uznało, że prawo dostępu do
Internetu powinno być podstawowym prawem każdego człowieka na świecie2. Wśród posiadaczy dostępu do Internetu deklarację taką
złożyło aż 87%, wśród osób nieużytkujących Internetu - 71%.
Z uwagi na coraz szersze zainteresowanie problematyka prawa
dostępu do Internetu społeczności międzynarodowej stała się także przedmiotem
prac ONZ. Dokładniej natomiast organu pomocniczego Zgromadzenia Ogólnego ONZ
zajmującego się promowaniem praw człowieka, czyli Rady Praw Człowieka. W
opublikowanym raporcie ONZ zawarta jest wyraźna deklaracja o tym, że
dostęp do Internet jest prawem człowieka. Frank LaRue, we wskazanym wyżej
dokumencie zaznaczył, iż „Internet stał się kluczowym środkiem za pomocą
którego osoby mogą realizować swoje prawo do wolności słowa oraz prawo dostępu
do informacji”. Kontrowersje wzbudziła jednak kwestia zapewnienia realizacji
prawa dostępu do Internetu przez biedniejsze kraje, w których brak jest
odpowiedniej infrastruktury.
Podobną tezę postawił
także Tim Berners, który w czasie przemówienia na temat „Obliczanie i
transformacja praktycznie wszystkiego”, w ramach sympozjum organizowanego przez
Massachusetts Institute of Technology, powiedział, że „ludzie tak mocno są
zależni od dostępu do sieci, że należy je uznać za prawo podstawowe”. Porównał
on ze sobą dostęp do Internetu z dostępem do wody dodając, że oczywiście bez
wody człowiek nie jest w stanie przeżyć, niemniej brak dostępu do sieci skazuje
na technologiczne pozostanie w tyle. Samą sieć internetową prelegent porównywał
do mózgu i wskazał, iż urosła ona już do takich rozmiarów, że liczba stron
internetowych rywalizuje z liczbą neuronów w mózgu.
Na
omawiana zagadnienie należałoby się przyjrzeć także odnosząc się do jego
charakteru, mianowicie czy byłoby ono „prawem”, czy też „wolnością”. Gdyby było
„prawem” zostałoby kreowane przez normy prawa pozytywnego, jednostka zostałaby uprawniona do normatywnie
zdefiniowanego roszczenia, a państwo zobowiązane do jego realizacji poprzez
spełnienie świadczenia. Jako „wolność” stanowiłoby pewną sferę swobody wyboru,
oznaczałby swobodę łączenia się z Internetem, uzyskiwania dostępu do treści w
nim zawartych powiązaną z obowiązkiem państwa do powstrzymywania się od
ingerencji we wspomnianą wolność. Zgodnie
z art. 14 Konstytucji Rzeczpospolita
Polska zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu. Mimo, iż
ustrojodawca nie przewidywał tak dynamicznego rozwoju globalnej sieci
komputerowej, Internet bezsprzecznie pozostaje jednym ze środków społecznego
przekazu. Możliwe wydaje się wywiedzenie prawa dostępu do Internetu wprost z
brzmienia art. 14 Konstytucji, które wówczas przybrałoby
postać wolności.
Odpowiedź na pytanie, czy dostęp do Internetu uznany zostaje
za prawo człowieka, czy też pozostaje jedynie narzędziem, poprzez które
realizowane mogą być inne prawa i wolności należy do osobistej oceny.
Przedstawić można bowiem argumenty przemawiające tak za pierwszym, jak i za
drugim stanowiskiem. Jednoznaczna odpowiedź wiązałaby się z koniecznością
określenia definicji samych „praw człowieka”, a zadanie to z powodu
niedookreśloności, wieloznaczności, czy ilości różnorodnych koncepcji
powyższego pojęcia, jawi się jako bardzo skomplikowane. Obecnie nie ma jednej
definicji praw człowieka, uznanej przez współczesnych obywateli. Nie należy
także zapominać, iż Internet ma także drugie oblicze. Stanowi bowiem łatwe i
często wykorzystywane narzędzie naruszeń prywatności, godności i innych dóbr
osobistych czy tajemnicy korespondencji, które to bezsprzecznie uznawane są
jako prawa człowieka.